|002| Texik, Keksik, Groszek, Pyza... Czyli skąd się wziął Texas?
(na obydwu zdjęciach- wspomniana mała kluska- Aniołek)
Akurat przeglądałam strony z pilnymi adopcjami zwierząt i trafiłam na
ogłoszenie o rudo-białych kociętach w opłakanym stanie wyciągniętych z
gdyńskiej elektrociepłowni które potrzebowały bardzo pilnie domku, albo osoby
która się nimi zajmie... Zaawansowany koci katar, krew z noska, na oczy ledwo
widziały, człowieka nie znały... Akurat koleżanka myślała o maluchu na odchowanie,
a w kwietniu dopiero zaczyna się powolutku tzw "wysyp małych kociąt".
Zadzwoniłam. Okazało się że po wyciągnięciu trzech pierwszych (jeden w nowym
domku, rudaski w lecznicy), po paru dniach odłowiono kolejne: buro-białego
kurdupla i szarego pręgowanego który może być "troszkę starszy od
pozostałych".
(Rudo-białe kociaki z ogłoszenia)
Pojechałam z koleżanką do lecznicy po odbiór czterech kociąt.
Rude już po porannych lekach, czekały w jednym transporterze. Przyniesiono
buro-białego. Oczu w tak tragicznym stanie to ja dawno nie widziałam.
Opuchnięte, ledwo otwarte, pełno ropy. Pani weterynarz pokazała nam jak podawać
kurduplom tabletki, maści, jak myć oczka... Ostatniego kota przyniesiono
zawiniętego w ręczniku, żeby nie zrobił krzywdy. Srebrny pręgus wyglądał na
kociego karła, ale widać było nawet po pysku że jest starszy od pozostałych. Dla swojego własnego bezpieczeństwa poprosiłam
o obcięcie pazurów zanim wyszłam.
(Buro-biały kociak)
(Buro-biały z szarym pręgusem)
W domu zrobiłam kociakom kryjówkę pod stołem. Zastawiłam kartonami, żeby mogły się ukryć i odpocząć. Akurat cała czwórka miała zostać u mnie na weekend.
(Kociaki w swojej kryjówce)
Problem z Szarym zaczął się wieczorem. Stwierdziłam, że skoro jest najbardziej dziki, zajmę się nim na końcu. Młode, syczące na mnie bestyjki wzięłam za kark, przemyłam oczka, podałam leki i po sprawie. A z szarym... wystarczyło na niego spojrzeć i już słychać było burczenie i syczenie na przemian. Wymykał mi się z ręcznika, robił strasznie gwałtowne ruchy. Przerażał mnie, oboje byliśmy zestresowani. Odpuściłam.
(Chora Bestia)
W nocy dopiero gdy było ciemno i cicho, kociaki
wychodziły się bawić. Szary obserwował, czasem przemknął przy ścianie w kolejne
ciemne miejsce niczym ninja.
Rano kolejne przemywanie, z Szarym historia się
powtórzyła. Wykonałam telefon do Fundacji z pytaniem czy nie mogę dać mu parę
dni na oswojenie się z nowym miejscem, ze mną, ze wszystkim, co radzi się
zazwyczaj przy dzikich kotach. Ale niestety. Poprosili o kolejne próby łapania
go, ponieważ leki i przemywanie oczek było konieczne, żeby kotu się nie
pogorszyło, a był i tak w tragicznym stanie. Wieczorem przyszedł pomóc mi
kolega. W skórzanych rękawiczkach złapał go za kark, na co Szary w odpowiedzi
złapał z całej siły za rękę. Krew się polała z ugryzionego miejsca, ale w końcu
podałam Bestii leki. Skontaktowałam się z Fundacją, bo wiedziałam, że nie daje
sobie z nim rady. Powiedzieli, że jeśli sytuacja w ciągu tygodnia się nie
zmieni, przyjadą i go zabiorą, ale że to kociak dlatego nie powinno być tak źle.
Poradzili zamykanie w małej przestrzeni jak np. łazienka. Zastawienie
wszystkich skrytek, żeby nie mógł nigdzie wejść, żeby był skazany na kontakt ze
mną. Kociaki miałam przy łapaniu, na siłę głaskać, pokazując że ręka nie chce
skrzywdzić. Z racji tego, że kociaki są "plastyczne" i szybko się
przyzwyczajają. Trzymali kciuki za poprawę i czekali na telefon jak sytuacja
dalej się przedstawia.
Następnego dnia przyjechała moja siostra z chłopakiem
Marcinem. Pomogli mi przy kociakach, po czym Marcin w skórzanych rękawiczkach
podjął próbę podejścia do Bestii. Delikatnie i cicho, przysuwał się coraz
bliżej. Nie przejmował się burczeniem kota, podsuwał rękę coraz bliżej i
trzymał. Trwało to dość długo, chciał przekonać Bestie że nie ma złych
zamiarów. W końcu podsunął rękę na tyle blisko, że go dotknął. Kot zastygł w
miejscu, Marcin delikatnie dotykał go po pleckach aż w końcu bardzo delikatnie podniósł
wsadzając ręce pod przednie łapki. Bez łapania za kark, bez momentu
zaskoczenia. Da się? A jednak... Da się. Zawiniętego w kocyk, już po lekach, głaskałam delikatnie, aż zaczął się
rozluźniać.
(Marcin z Bestią)
(Rozluźniająca się Bestia- wtedy już można było bez rękawiczek obchodzić się z nim ;))
W porze karmienia powoli wychodził na środek pokoju, trzymając tyłek przy samej ziemi...
Zaczęłam zabierać go do przygotowanej specjalnie łazienki. Sam
wchodził do transportera, ale wyjść nie chciał. Odczepiałam górę od klatki i
zaczynał wtedy szukać kąta do schowania się. Nie było, więc w pozycji "chleba"
obserwował mnie.
(Bestia w łazience)
(Chleb z oczami)
Po weekendzie dwa kociaki pojechały do koleżanki.
Za
towarzysza Bestii wybrałam najbardziej śmiałego kociaka, w nadziei że mi go
wyprowadzi na prostą. Że ciekawość zwycięży i zobaczy, że Małemu krzywda się
nie dzieje i zacznie sam podchodzić, albo bawić się na środku pokoju. Zaczęłam
uczyć się w łazience przy Szarym, przychodziłam tam z książkami, laptopem. Po
paru godzinach już zaczął chodzić po łazience w mojej obecności, zaczęłam go
łapać tak jak Marcin- nie za kark, a delikatnie pod łapkami.
Piątego dnia u
mnie, trzymając na kolanach Bestię, ten zaczął się rozluźniać przy głaskaniu,
aż w końcu... zaczął mruczeć.
("Łazienkowanie" i bestia na kolanach)
Codziennie wstawałam godzinę/półtorej wcześniej
przed zajęciami żeby móc posiedzieć troszkę z Bestią, której łapanie na
spokojnie zajmowało troszkę dłużej, która coraz rzadziej buczała, zdarzały się
tylko syki. Coraz krócej zajmowało mi podejście do Niego i złapanie. Fundacja
często pytała o postępy i zdrowie kociaków.
Szarą Bestię nazwałam Texas. Jego rudego kolege - Imbirek.
(Imbirek)
I
tak jak myślałam Imbirek wchodził mi na łóżko, a za nim Texas... Imbirek leżał
obok mojej ręki, Texas obok moich nóg... Oba koty zamieniły swój kącik na
ciepłe łóżko.
(Texas i Imbirek po raz pierwszy w łóżku)
Coraz więcej głaskania, coraz więcej mruczenia. Po dłuższym
czasie zaczął wchodzić mi na kolana, spać obok mnie, tak jak Imbirek. Zrobił się
małą ciepłą kluchą. Przychodził coraz częściej i coraz bliżej, zazwyczaj trzymając mnie łapką...
(Uczysz się? Nie szkodzi, położę się obok...)
(Imbirek- druga ciepła klucha)
(Śpi i trzyma...)
Trafił do mnie ważąc kilogram, z czasem waga zaczęła
wskazywać coraz więcej.. 1,4 kg, 1,6 kg, 2,2 kg... Boczki zaczęły się
zaokrąglać, futerko błyszczeć. U weterynarza musiał przerobić aż 3 różne
antybiotyki, odporność tragiczna. W pysku nadżerki, w tym jedna zrobiła się
niefortunnie na dziąśle odsłaniając je, powodując infekcje, mnóstwo ropy i
okropny smród.
(Chuda Bestyjka)
I nadszedł ten dzień- kociaków stan z dnia na dzień był
coraz lepszy- adopcja. Ktoś był zainteresowany Imbirkiem. Fundacja wstawiła
zdjęcia moich tymczasowiczów, żeby pokazać metamorfozę kociąt w ciągu dwóch
tygodni.
(2 tygodnie różnicy- Imbirek)
Tam w Texasie zakochał się jeden Pan. Chciał opłacić jego leczenie,
poczekać do momentu, aż będzie całkowicie zdrowy żeby mógł dołączyć do jego
kociego stadka. Już od dawna zaczęłam się zastanawiać nad adopcją Texasa.
Pierwszą moją kocią miłość- Damę, którą miałam na tymczasie- oddałam do
adopcji. Znalazła bardzo fajną rodzinkę, która jest w niej zakochana tak jak ja
w niej wtedy byłam. Ale drugiej takiej już nie ma. Tak samo jak drugiego Texasa.
Fundacja przekonała mnie, że to bardzo dobry domek, że bedzie miał tam dobrze. Zgodziłam
się. I nagle po paru dniach dostaje wiadomość- Pan zrezygnował z adopcji (jeden
z jego kotów bardzo poważnie zachorował). Moi rodzice się zgadzali na kota (jeszcze
nie pracowałam, więc chciałam mieć ich zgodę żeby w razie potrzeby pomogli przy
kocie- czy to finansowo w trakcie niespodziewanej choroby, czy w jakikolwiek inny
gdyby sytuacja tego wymagała).
Czytał ktoś z was kiedyś Małego Księcia? Głupie pytanie, nieliczni tylko nie czytali. A czy ktoś z was pamięta fragment z lisem?
Czytał ktoś z was kiedyś Małego Księcia? Głupie pytanie, nieliczni tylko nie czytali. A czy ktoś z was pamięta fragment z lisem?
(My)
Nie planowałam stać się właścicielką kota. Nie planowałam
nawet być tymczasem dla kota. Jestem psiarą, to pies był moim marzeniem, a
przez fakt, że byłam studentką, chciałam mieć psa chociażby na tymczasie, żeby
pomóc jakiejś bidzie ze schroniska i jednocześnie mieć psie towarzystwo. Stało
się tak, a nie inaczej. Poszłam na kurs wolontariatu do schroniska. I teraz mam
i spacery z psami i zwierzaka w domu.
Po części też trafił mi się pieso-kot. Skupiony, mały gnojek powoli uczy się sztuczek. [link do youtube- kliknij]
Jako, że nabrał już odporności, jest po szczepieniu i niedługo także kastracji- wezmiemy kolejnego kurdupla do odchowania, żeby znalezc mu nowy domek :)
Więc tak oto trafił do mnie taki oto Groszek. Złodziej
torebek z herbaty, wszystkiego co jadalne i niejadalne, gaduła i krzykacz na
punkcie jedzenia. Załatwiający swoje potrzeby ZA KAŻDYM razem gdy jem. Mała
krzywa kocia sierota, która urodziła się z krzywą nóżką w jakimś zatęchłym
miejscu. A jednocześnie kot ciastolina, śpiący brzuszkiem do góry, ze stopami w
mojej twarzy, który co noc obowiązkowo mruczka mi przed snem, lub tez umila mi
tym naukę ;) Gdyby tak, wszystkie wolnożyjące kotki były wysterylizowane- żaden
kociak nie musiałby mieć takiego startu w życiu, a czasem i gorszego... Nie
przyczyniajcie się do bezdomności, sterylizujcie swoje koty!
Kilka aktualnych zdjęć Texasa (3 miesiące od wyciągnięcia z elektrociepłowni)
Piekna historia.Jak widac cierpliwosci milosc czynia cuda.Zycze juz samych dobrych dni,a texasowi wspanialych chwil w kochajacym domku.
OdpowiedzUsuńDziekujemy bardzo :)
UsuńMiałam łzy w oczach czytając tę historię. Mam nadzieję, że nadal tymczasujesz, bo takich dt ze świecą szukać. Piękny Texas.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za operację i szybkie wyzdrowienie koteczka.
Dziękujemy :)
UsuńI tak, nadal tymczasuje. Na blogu można znaleźć Paskudki które do nas trafiają :)