|015| Dziewczyny w nowych domach; Gdzie był Texas?; Wars, Sawa, Blant, Anyżek i Lukrecja

Freja dość szybko znalazła nowy domek. Zamieszkała w Sopocie z młodymi ludźmi. Ma drugiego kota w domu i jest szczęśliwa :)
Molly trochę dłużej u nas posiedziała. Najpierw ruja, później sterylka więc trzeba było ją trzymać z dala od pana Texasa który lubił się bawić w zapasy (przy szwach zła wizja ...) lub wchodzić na Nią, aż biedna uciekała od niego i się darła.. Chłopak nie chciał przyjąć do wiadomości odmowy ;)
Dlatego zamieszkała pokój dalej, u mojej współlokatorki. Z czasem zaczęła dawać się głaskać, spać w łóżku. Teraz mieszka z rodzinką z małym pieskiem i powoli zaczyna im ufać.

Na początku kwietnia również powiększyła nam się rodzinka. Do mnie i Texasa dołączył pies. Wyczekiwany przez lata. Z łatką psa nienawidzącego kotów. Ale jak wiadomo kot na dworzu to nie to samo co kot pod jednym dachem, więc przy szkoleniowcu i kocie lubiącym inne psy sprawdziliśmy jej reakcję. Jedynie czekała, aż kot zacznie uciekać. W domu ciągle łaziła za Texasem. Czekała, aż zacznie uciekać, tak jak była do tego przyzwyczajona i się nie doczekała :D Parę razy dostała po pysku za niezbyt subtelne próby obwąchiwania. Z czasem zaczęli spać blisko siebie, na powitanie kot ocierał się o psa, zaczęli się zaczepiać w dość przyjazny sposób. Po dwóch tygodniach już mogłam zostawiać ich samych w mieszkaniu, w jednym pokoju, bez obaw, że coś się stanie.





I najgorsze co mnie spotkało w życiu wydarzyło się na początku maja. Texas zaginął... Moje małe oczko w głowie, moja miłość... Szykowałam obiad w kuchni, a Texas kręcił się po przedpokoju. Mój współlokator tymczasem wyszedł i widziałam, że Młody kręcił się przy jego pokoju, a później wszedł do mojego. Gotowałam dalej. Współlokator wrócił, pokręcił się po swoim pokoju i znowu wyszedł. Starczyło niecałe 10 minut żebym zorientowała się że coś jest nie tak... Pan Texas zniknął. Jedyna osoba która go widziała to sąsiadka piętro niżej w momencie jak Młody biegł w dół schodów. I tu ślad się urwał. Nie wiadomo kto go wypuścił z klatki. Przez 3 miesiące ciągle zastanawiałam się gdzie jest, czy jest cały, czy w ogóle jest na dworze czy ktoś go przygarnął. Nie było wiadomo nic. Przez 3 miesiące NIKT go nie widział. Podkreślam- nikt. Schroniska, lecznice, fundacje obdzwonione, wszyscy karmiciele wokół poinformowani, dzielnica oplakatowana, w obieg Internetowy ogłoszenia też poszły. Zarząd dróg i zieleni miejskiej również nie sprzątał w okolicy żadnego kota...Telefony oczywiście były, ale po sprawdzeniu to nigdy nie był on. Chodziłam po nocach i wołałam. Poznałam już każdego kota w okolicy...Czułam się jakbym straciła serce...
  Aż nagle zadzwonił telefon z centrum Gdyni- do mamy dzwoniącej przybłąkał się srebrny kot. Według opisu ,,Trochę kuleje, ma dziwne pręgi i jest szary, nie bury". Miałam końcową zmianę w pracy, więc poprosiłam o zdjęcie. Kot nie podchodził do nikogo, więc ciężko było je zrobić. Zadzwoniłam następnego dnia i umówiłam się z mamą dzwoniącej w porze karmienia. Wyobraźcie sobie ten moment, kiedy przychodzę pod klatkę i zza muru wychodzi on... Podchodził, dawał się dotknąć, ale z rezerwą. W końcu stanął w drzwiach klatki schodowej, ruszyłam w jego stronę, więc wleciał do środka. Przerażony wbiegł na schody. Tam starczyło położenie transportera i odsunięcie się na bok. Sam wszedł i wróciliśmy do domu.
Jak on się znalazł w centrum Gdyni- nie wie nikt. Musiałby przejść, przez jedną z najruchliwszych  ulic w mieście i kierować się w jeszcze większy hałas. To jest niemożliwe. Prawdopodobne jest, że od razu po zaginięciu wlazł pod samochód i tak się przejechał. Przez 3 miesiące żył pod blokiem, spał w piwnicy, jadł różną karmę i przeżył ;)
U weterynarza okazało się, że kot nie załapał żadnego kociego wirusa (testy Fiv/Felv ujemne), żadnej pchełki, grzyba, nic... W domu zachowuje się tak, jakby to się nigdy nie wydarzyło... Przez jakieś 1,5 tygodnia jedynie wchodził do szafy, żeby tak poleżeć.







Po 3 tygodniach bez kota w mieszkaniu wzięłam ze schroniska małe antydepresanty. Nazywały się Wars i Sawa. 6-tygodniowe rodzeństwo.Przyjechały do mnie z kocim katarem, który dość szybko pokonały. Niecałe 2 tygodnie i maluszki rozjechały się po Trójmieście. Były bardzo towarzyskie, dość szybko oswoiły się z psem, od którego później nie chciały się odczepić... Psi ogon był ciekawy, psie łapy były ciekawe, a wtulenie się w psa niezwykle przyjemne. Tak jak Texas pomagał mi w oswajaniu kociaków gdy z nami był, tak wtedy Luna pomagała mi w zajmowaniu się nimi.


Wars

Sawa






W tym samym czasie trafił też do mnie 5 miesięczny kociak wyciągnięty z nie za ciekawej rodzinki. Kot gryzł smoczki dziecka, wszędzie było go pełno i najmłodsze dziecko trafiało co chwilę do szpitala z mocną alergią. Nie chciałam, żeby trafił do schroniska więc zabrałam go do siebie. Spędził u mnie pół dnia. Wieczorem już pojechał do nowego domku, niedaleko mojego mieszkania :) Dał się poznać jako kot niesamowicie spragniony kontaktu. Był odważny, lubił psy, chodził za mną krok w krok. Ale ze względu na brak badań, nie poznał ani Warsa, ani Sawy.



Tydzień po adopcji rodzeństwa trafiły do mnie kolejne maluchy. Dwa małe pingwinki: Lukrecja i Anyżek. Małe dzikuski :) Po miesiącu u mnie rozjechały się do nowych domów. Anyżek do końcu trzymał rezerwę, natomiast Lukrecja całą sobą się nastawiała do głaskania :)

 Anyżek (po prawej) i Lukrecja

Lukrecja 


W tym momencie wyjechaliśmy w trójkę na wakacje. Najpierw Mazury, później jedziemy na trochę na zachodnie pomorze by w końcu pojechać do Warszawy na parę dni, a stamtąd wylatujemy do Grecji gdzie spędzimy kolejne parę miesięcy. Trwaj przygodo :D
Ze względu na długi wyjazd zawieszam swój dom tymczasowy do marca.

Komentarze

  1. Ola, świetny blog! Jestem poba BARDZO WIELKIM wrażeniem! Łezka się wokół kręci. Nie miałam takich "przygód"z zaginięciem swoich kocich dzieci, chyba bym się zapłakała. Jeszcze raz powtarzam, że jestem pod ogromnym wrażeniem zaangażowania jakim obdarowujesz wszystkie kudłate dzieci. :) mam nadzieję, że będzie coraz więcej ludzi, którzy tak jak Ty będą pomagali czworonogom. :) one najbardziej potrzebuja naszej pomocy. Powodzenia i pozdrowienia! :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty